Emituję w eter

05 maja 2006

PR czyli Pijar

Na dżwięk tego słowa przechodzą mnie ciarki. Wszystko za sprawą nachalnych, dilerskich materiałów prasowych, których zdarzyło się naoglądać od ponad dziesięciu lat. Setki kilogramów makulatury. Chyba najwięcej tego świństwa trafiało pocztą na Kopiec Kościuszki.
Większość Pijarowców publikuje tonę marketingowego bełkotu dla redakcji oraz drugą tonę dla klientów.
Ogólnie rzecz biorąc nuda, nuda jak w polskim filmie. Źe tylko wstać i wyjść.
Dotychczas faks, mail lub teczka materialów promocyjnych lądowały w śmietniku. A jeśli tam trafiały, to zawsze dlatego, że były wyjątkowo nieobiektynie napisane albo zawieraly brednie ekspertow z tzw. ulicznej łapanki.

Na szczzęście ostatnio częściej zdarzają się perełki, złote rybki w wielkim zalewie tanich, tańszych i "atrakcyjnych" ofert.
I to mnie cieszy. PR choć w części idzie w dobrą stronę. Są wreszcie widoczni ludzie z Public Relations, którzy nie mydlą oczu oklepanymi metodami z ubiegłego tysiąclecia. Nie udają też rzeczników prasowych mających do powiedzenia kilka niedorzeczności. Jest lepiej. Będzie dobrze. :)

PS. Ten blog też można nazwać produktem działu PR.

2 Comments:

Prześlij komentarz

<< Home